Rasa owczarek niemiecki długowłosy

Zwierzęta w moim życiu: Tara

Psy w moim życiu obecne były niemal od zawsze. Już zanim się urodziłam, mieszkały z nami dwa przesympatyczne pieski w typie owczarków niemieckich – Sara i jej syn Timur. Wcześniej była jeszcze Odri, ale ją znam tylko z opowiadań.

Sara nie lubiła dzieci, nie była do nich przyzwyczajona. Mama opowiadała mi, gdy jako kilkuletnie dziecko siadałam przed jej kojcem i po prostu patrzyłam. Robiłam to tak często, iż wkrótce Sara się do mnie przekonała. Timur za to uwielbiał dzieci, był bardzo łagodnym pieskiem. W rodzinnym albumie są moje zdjęcia z Timurem, niewiele po tym, jak nauczyłam się chodzić. Niestety, Timur odszedł z powodu choroby, kiedy miałam zaledwie dwa latka, a jego mama kilka lat później. Pamiętam je dzięki starym zdjęciom w albumach i opowiadaniom rodziców. Po roku od śmierci Sary, kiedy miałam siedem lat, mój tata przywiózł do domu Tarę.

Spacer z psem rasy owczarek niemiecki długowłosy.

Nie ma na świecie przyjaźni, która trwa wiecznie. Jedynym wyjątkiem jest ta, którą obdarza nas pies.

Konrad Lorenz

Tara była suczką w typie owczarka niemieckiego. Pochodziła niestety z pseudohodowli, ale na szczęście nie takiej na masową skalę – właściciel dopuścił swoją suczkę raz w życiu „dla zdrowia”. Jeśli czytaliście któryś z moich poprzednich blogów (na przykład ten), zapewne kojarzycie Tarę. Była jednym z najbardziej wyjątkowych psów, jakie miałam przyjemność spotkać na swojej drodze. Delikatna, subtelna, na zabój kochająca swoich ludzi i łapiąca wszystko w mig.

Jedyna w swoim rodzaju

Tara była niezwykła. Nie było w niej cienia agresji względem ludzi, a najbardziej na świecie kochała mojego tatę. Kiedy była mała, nauczyliśmy ją dawać łapę – od tej pory ta sztuczka stała się jej ulubioną, dawała łapkę każdemu, czasem nawet kilka razy w ciągu minuty. Codziennie okazywała nam czułość i pokazywała całą sobą, jak jej na nas zależy. Cierpliwie znosiła zabiegi pielęgnacyjne, czesanie i kąpiele (a ze względu na długą i puszystą sierść bardzo często musiała być czesana), choć ich nie lubiła. Podczas wizyt u weterynarza, jak na dużego psa przystało, piszczała nawet przy najmniej bolesnym zastrzyku. Kiedy dostała coś dobrego do jedzenia, najpierw patrzyła na nas pytającym wzrokiem i czekała na pozwolenie.

Miała niestety jedną wadę: nienawidziła innych zwierząt, z małym wyjątkiem. Bezwarunkowo kochała Tropka, kundelka z którym została wychowana (niedługo o nim również opowiem). Tropkowi pozwalała na wszystko, wylizywała mu uszy i oddawała zabawki. Czasami nawet pozwalała mu wyjadać karmę ze swojej miski, co wyglądało komicznie, zważywszy na to, że w szczytowej formie ważyła prawie 40 kg, a Tropek zaledwie 8. Tropuś był jej najlepszym przyjacielem, kompanem do zabaw i spacerów, często spali przytuleni.
Tropek był wyjątkiem, bo żadnego innego zwierzęcia Tara do końca życia nie zaakceptowała. Konsultowałam jej przypadek z behawiorystką, ale Tara miała tak rozwinięty instynkt łowny, że jakiekolwiek próby „oswajania” jej z innymi psami mogłyby skończyć się (niemałym) rozlewem krwi. Na jej zachowanie mógł wpłynąć również fakt, iż pochodziła z pseudohodowli i nie miała zapewnionej odpowiedniej socjalizacji w wieku szczenięcym. Do końca izolowaliśmy ją od innych zwierząt.

Tara miała w sobie ogromny potencjał, ale jako dziecko nie potrafiłam odpowiednio go wykorzystać. Psie sporty zaczęłam poznawać dopiero, gdy Tara była już na półmetku swojego życia. Kilka razy próbowałam rzucać jej frisbee i gdybyśmy zaczęły trenować ten sport odpowiednio wcześnie, to naprawdę mogłoby z tego coś fajnego wyjść. Niestety, kondycja Tary była coraz słabsza.

Długo cieszyła się idealnym zdrowiem, aż pewnego dnia, podczas standardowej kąpieli, poczułam zgrubienie na jej karku. Natychmiast udaliśmy się do weterynarza, gdzie diagnoza była jednoznaczna – nowotwór skóry. Naprawdę nic nie wskazywało na to, że Tarze może coś dolegać. Była taka jak zwykle, radosna i chętna do zabawy. Rak zaczął postępować dosłownie z dnia na dzień. Na domiar złego było lato, okropne upały, które zdecydowanie nie ułatwiały. Codziennie dawałam Tarze leki, a mój tata jeździł z nią na kroplówki do weterynarza. Trwało to dwa tygodnie. Wkrótce wstrętny nowotwór spowodował przerzuty do płuc. Tara praktycznie nie mogła oddychać.
Pod koniec lipca 2017 roku pomogliśmy Tarze odejść. To było ostatnie, co mogliśmy dla niej zrobić. Miała 10 lat.

Owczarek niemiecki długowłosy

Kiedy to piszę, chce mi się płakać. Tęsknię za nią, ogromnie mi jej brakuje. Miała w sobie tyle mądrości, chciała ofiarować nam całe swoje życie. To było jedno z moich najtrudniejszych rozstań. Do dziś często miewam sny o Tarze.

Doceniajcie swoje pieski, okazujcie im miłość, a przede wszystkim spędzajcie z nimi jak najwięcej czasu. Kiedy psiak jest mały, wydaje nam się, że zostało mu jeszcze tyle życia – ale starość, choroba przychodzi nieoczekiwanie. Czas, który pies spędza na tym świecie, jest zdecydowanie za krótki. Nasza w tym rola, aby sprawić, żeby to życie było jak najlepsze. Każde zwierzę zasługuje na kawałek nieba, w zamian ofiaruje nam całe swoje serce.

Tara jest jednym z moich kilku zwierząt, które powędrowały już za Tęczowy Most. Ten wpis jest rozpoczęciem serii opowiadającej o nich. Uważam, że zasługują, aby zająć miejsce na tym blogu, wszystkie stanowią ważną część mojego życia. Nigdy o nich nie zapomnę. Pies, kot, królik czy gryzoń – każdy zasługuje na taką samą miłość i troskę. Warto czasem odłożyć te „ważne” sprawy na potem i po prostu spędzić czas ze swoim zwierzakiem. One odchodzą tak szybko.

Posts created 16

One thought on “Zwierzęta w moim życiu: Tara

  1. Ja już też pożegnałam wiele swoich psów, zawsze to było trudne. Ale czas leczy rany i jak wspominam moje pieski i chwile z nimi spędzone, to robi się cieplej na sercu 🙂 Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.