Jako wolontariuszka w schronisku, wielokrotnie widziałam pieski w różnym stanie. Zaniedbane, ogromnie skrzywdzone przez człowieka, wychudzone, zarobaczone, poranione i skrajnie przerażone. Miałam do czynienia z psami, które przez miesiące bały się wychodzić z budy albo kuliły na każdy ruch ręką. Takimi, którym było widać wszystkie kości albo posiadającymi rany i otarcia na szyi od łańcucha. Każdy z tych widoków był dla mnie wstrząsający, ale niestety, prawdziwy.
Nie tylko tam miałam okazję widywać zwierzęta w złym stanie – niejednokrotnie cierpiałam, gdy podczas pobytu na wsiach, moim oczom ukazywał się widok ciężarnych suczek na krótkich łańcuchach, zarobaczonych psów w brudnych kojcach czy chorych, wychudzonych kotów. Byłam wtedy dzieckiem i nie potrafiłam zareagować. Może dlatego teraz często unikam przebywania na wsiach? Nie chcę generalizować, dobrze wiem, że tam również są ludzie, którzy dbają o swoje zwierzęta. W mieście, małym i dużym, też możemy napotkać przykłady skrajnego zaniedbywania zwierząt. Zauważyłam jednak, że wówczas jest to bardziej kamuflowane – bo co powiedzą ludzie? Nie da się ukryć, że świadomość ludzi mieszkających w miastach na temat zwierząt jest nieco większa, choć i tutaj zdarzają się wyjątki.
Słoneczna marcowa niedziela
W minioną niedzielę, wspólnie z moim chłopakiem, wybraliśmy się na spacer po pewnej małej wsi w Wielkopolsce. Było ciepło, słonecznie, wokół panował obrazek idealnego, sielankowego, wiosennego dnia. Niestety, nie dla wszystkich.
Ze spaceru wracaliśmy samochodem. W pewnym momencie jakaś pani, która spacerowała wspólnie ze swoją rodziną, zatrzymała nasz samochód i poinformowała, że kilkanaście metrów dalej leży ledwo żywy pies. Poprosiła, abyśmy uważali, żeby go nie najechać. Przejechaliśmy kawałek dalej i faktycznie, na krawędzi polnej ścieżki leżał piesek. Mały, biszkoptowy, starszy kundelek. Nie uciekał przed samochodem, nie miał na to siły. Jego półprzymknięte oczy wyrażały więcej, niż niż tysiąc słów. Został porzucony? Potrącony przez samochód? Uciekł komuś z podwórka? Tego się już nie dowiemy. Wiem jednak, że jego życie nie było usłane różami. Odważę się nawet stwierdzić, że nigdy nie doznał ze strony człowieka miłości. Przerzedzona, matowa sierść, straszne odwodnienie, pozostałości po zębach, które wyglądały tragicznie, a do tego guz… ogromny guz jądra. Nie dało się go nie zauważyć.
Ten pies nie stał się taki z dnia na dzień. Nowotwór nie pojawił się nagle, opiekunowie (choć według mnie to zbyt chełbiące określenie) nie mogli tego nie dostrzec. Ile tygodni, miesięcy, a może i lat cierpień musiał znieść ten pies? Nie miał już siły walczyć. Nie był w stanie nawet wydać z siebie odgłosu, dać znać, że boli. Stracił już wolę do walki.
Oddychał ciężko, co jakiś czas próbując wstać, ale tylne łapy odmawiały posłuszeństwa. Noskiem wciągał piasek. Chodziły po nim muchy.

Niewidzialny
Ile czasu spędził, leżąc na tej brudnej ziemi? Ile osób przeszło albo przejechało obok niego obojętnie, bo „z tego psa i tak już nic nie będzie”? Gdyby był szczeniaczkiem albo przypominał rasowego psa, na pewno więcej osób zwróciłoby na niego uwagę.
Oczywiście, decyzja była prosta: nie możemy go tak zostawić. Na szczęście, są na świecie ludzie, którym los zwierząt nie jest obojętny. Tutaj pragnę podziękować Paniom z dwóch różnych fundacji, które mną pokierowały i poradziły, gdzie mam się z pieskiem udać. Alicji, która użyczyła nam klatki, aby transport pieska był dla niego jak najmniej stresujący. Pani weterynarz, która wykazała się ogromną empatią. Z całego serca mojemu chłopakowi, który był ze mną przez ten cały czas, pomógł mi w przetransportowaniu pieska do lecznicy i okazał ogromne wsparcie.

Leżąc na ulicy, piesek był przerażony. Bardzo chciał uciec, ale łapki odmawiały posłuszeństwa. Unikał naszego wzroku, całym sobą chciał zniknąć. Kiedy wsadziliśmy go do klatki, momentalnie zrobił się spokojniejszy, zaczął miarowo oddychać, zamknął oczka i zasnął. Przespał całą drogę do lecznicy. Mam wrażenie, że wreszcie poczuł się bezpiecznie i wiedział, że chcemy dla niego jak najlepiej. Nic mu już nie groziło.
Gdy pomoc nadchodzi zbyt późno
Stan pieska był bardzo zły. To prawdopodobnie przerzuty sprawiły, że nie mógł już nawet stanąć na tylnych łapach. Każdy oddech sprawiał mu niesamowite cierpienie.
Na ostatnią drogę swojego życia piesek otrzymał od nas imię – Misiu. Ciekawe, czy to było jego pierwsze imię w prawdopodobnie kilkunastoletnim życiu?
Najsłuszniejszym rozwiązaniem była eutanazja. Choć znałam Misia tylko przez kilka godzin, bardzo trudno było pogodzić mi się z tą decyzją. Miotały mną różne emocje – ogromny smutek i żal, a także złość i wściekłość na jego opiekunów. Wiedziałam, że Misiu ogromnie cierpi, przerzuty znacząco dawały o sobie znać, a operacji usunięcia nowotworu, ze względu na stan ogólny, piesek nie miałby szans przeżyć. Mimo to, do końca tliła się we mnie resztka nadziei, że może uda się go uratować. Myślę, że nie miał dobrego życia. Zasłużył przynajmniej na bezbolesną i godną śmierć.
Misiu nie odszedł anonimowo. Nie był jednym z wielu piesków, które umierają bez imienia, zapomniane przez świat. My o nim pamiętamy i nigdy nie zapomnimy. Choć znaliśmy się tak krótko, na zawsze zostanie w naszych sercach.
Reakcja – tylko i aż tyle
Piesków, takich jak Misiu, jest wiele. Ileż z nich odchodzi w samotności, bez miłości i w bólu? Nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy. Pragną tak niewiele – ciepłego kąta, trochę jedzenia i czułości. Okazuje się, że to jednak zbyt duże wymagania, którym mnóstwo ludzi pozbawionych empatii nie potrafi sprostać.
Historia Misia wyjątkowo mocno mną wstrząsnęła i stała się inspiracją do tego postu. Marzę o świecie pozbawionym zła i agresji, ale wiem, że taki istnieje tylko w bajkach. Wokół nas dzieje się mnóstwo krzywd. Na niektóre z nich nie mamy wpływu, ale są takie, na które możemy reagować. Jeśli widzisz, że ktoś bije psa, zareaguj. Gdy wiesz, że suczka sąsiada rodzi co cieczkę w brudnej stodole, nie bądź obojętny. Kiedy codziennie mijasz chudego psa na krótkim łańcuchu, nie ignoruj tego widoku. Jakie one mają szanse, jeśli TY im nie pomożesz?
Możliwości pomocy jest wiele. Czasami wystarczy zwykła rozmowa z opiekunem takiego psa. Może on nie jest świadomy tego, jak bardzo krzywdzi swoje zwierzę? Możesz na przykład podpowiedzieć mu, że wasza gmina oferuje darmową kastrację i zaoferować pomoc w transporcie zwierzaka. Jeśli jednak rozmowy nie pomagają, nie bój się zgłosić tego do odpowiednich służb. Sprawdź, jaka pro zwierzęca fundacja działa w twojej okolicy, oni na pewno nie będą obojętni i jeśli sami nie będą w stanie pomóc, pokierują cię dalej. Grunt, to nie ignorować. Nie zamykać oczu.
„Być człowiekiem” – czyli kim?
Jestem autentycznie wściekła. O to, ile osób mijało tego biednego psa i ignorowało jego cierpienie. O to, co on musiał znosić przez całe swoje życie. Że nigdy nie zaznał miłości, na którą zasługuje każdy, bez wyjątku! Podczas, gdy ja staram się zrobić wszystko, aby moim psom żyło się jak w niebie, ludzie krzywdzą swoje zwierzęta. Jeśli chcemy, możemy zamknąć oczy i udawać, że tego nie widzimy. Wówczas jednak i na naszym sumieniu spocznie wina za cierpienie tych bezbronnych stworzeń.


Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
Nie bądźmy obojętni. Reagujmy, gdy naszym braciom mniejszym dzieje się krzywda. Udowodnijmy, że bycie człowiekiem znaczy również coś dobrego. Bo póki co, sformułowanie „bezludzkie zachowanie” powinno być traktowane jako komplement.
Wiem, że historii takich jak ta, jest wiele. Mnóstwo ludzi żyje w nieświadomości. Problem tkwi w tym, że oni nie chcą się dowiedzieć. Wolą żyć z klapkami na oczach i udawać, że problem ich nie dotyczy. Przerwijmy to błędne koło. Uświadamiajmy. Nawet, jeżeli miałoby to oznaczać, że ktoś się na nas obrazi albo uzna za dziwaków (sama tego doświadczyłam), nie rezygnujmy. Świat nigdy się nie zmieni, jeżeli będziemy bali się wychodzić przed szereg i głosić swoją prawdę. Zwierzęta mają tylko nas, a my jesteśmy dla nich.
Historia, która sprawia, że łzy same lecą. Dziękuję, że ją opisałaś
Jako ludzie musimy jeszcze wiele się nauczyć.
Jak dobrze, że Misiu trafił na Was i chociaż ostatnie chwile były dla niego dobre.
Pozdrawiam!
A jaką karmę podajesz swoim czworonożnym przyjaciołom? Mi ostatnio weterynarz polecił https://rawpaleo.eu/pl/dla-twojego-psa/ i zastanawiam się własnie nad zamówieniem tej karmy, bo u nas ciężko w sklepie coś kupić sensownego.
Ja swoim psom podaję głównie Purizona i Greenwoods na zmianę 🙂